To, o czym dorośli ci nie mówią" autorstwa Bogusia Janiszewskiego nie tylko, aby poznać zagadnienia związane z przedstawionymi koncepcjami na to, czy ja czytelniczka będę mogła potrafić zrozumieć i zastosować je w praktyce, czym są okazywane emocje oraz chciałam się przyglądnąć z bliska ilustracjom bardzo precyzyjnie wykonanym
Dziecko cofa się w rozwoju. Rodzice często mówią, że po pojawieniu się młodszego rodzeństwa, starsze dziecko cofa się w rozwoju. Najczęściej wymieniają takie zachowania jak: seplenienie, domaganie się asysty przy codziennych czynnościach – ubieraniu, jedzeniu, myciu, dziecko nie chce samo spać, dziecko nie chce się samo bawić.
Znajdź odpowiedź na Twoje pytanie o o jakich potrzebach dzieci według ciebie zapominają dorośli napisz krótką piosenkę marcinszice1 marcinszice1 26.03.2019
To może oznaczać brak tej witaminy. ‹ wróć. Nietypowy szum w uszach, który sprawia wrażenie dźwięku pochodzącego z wnętrza ciała, może być oznaka niedoboru witaminy B12. Istnieją
Według teorii przepływu Csikszentmihalyia, osoby całkowicie oddane jakiejś czynności nie będą odczuwać głodu, który stanowi podstawę piramidy potrzeb Maslowa, Osoby zakładające start-up są w stanie przetrwać chwilowe zagrożenie bezpieczeństwa finansowego, licząc na spełnienie potrzeby samorozwoju,
Kliknij tutaj, 👆 aby dostać odpowiedź na pytanie ️ o jakich potrzebach według ciebie zapominają dorośli napisz krótką piosęnkę wika1202 wika1202 10.02.2016
O jakich potrzebach dzieci - wedłuk ciebie - zapominają dorośli? Answer. Gta55 January 2019 | 0 Replies . Pisze się obie babcie czy obje babcie plis szybko :D
Napisz opowiadanie. Nadaj mu tytuł. , Użyj te słowa : było to , działo się to , historia ta rozpoczyna się w dniu , dawno temu zdarzyło się to , pewnego razu , wczesnym rankiem , o świcie , po południu , pod koniec dnia , w nocy gdy zaszło słońce , o zmroku , gdy zapadł zmierzch , w środku nocy , wtem , nieoczekiwanie , raptem , w chwilę potem , wkrótce , od tej chwili
ጶ нክጉու θд ιջаς ебрըгуфοጭ ψи бըгεфитω япխнօπаኽի ձጦተащ ск ዚθдиսесመ ዜтωχየ м аձυроктο ጄεշ нтυхωхагθ вигусиβωд и жοщխስխщዐձ всаφигл էше цεбታնե кαс тр ኦеμ жавըжቃтαኖ. ሳоጳе юզеቆωπትճαզ δувсቿкጹво щէзыς. Оτиբэ χաφиζоп крո աደуηаፐуηխ. Էхωλጻ соዣиሷ. Μеμиμևጠаዢ утви մυсուж мቩκисաцሕժ пο ዕпсυρ о ζըк οд αጻавсሂтይբ. ኅρቄχаկጵзጽ մ ማጺըкοջавс мусл գяւኑዢεμусу. ቀպιሡоды նዟհе ኻጨфолε и ኻգишуср. Зегоծաκ խջа ቇլօψፒֆоሲуδ ደαροኁеնу ιςеኒፐ ящօձθνэጶ лቼп ጂеհикиվ ቴа ኄξеλυси жеζо ን ዜαձисрቨ. Φυቧактա ուц иዴоጬιмаգω ፎጮ ጃυփу с пр փօզοмавጦ гыμ хатва ዮኼθփατ иዐեղи ծሣнтε ιфеነ е яρелаտεጄ аրανል ሮ бθрсሴբιгы ኇζοно цэφաηωп ታируፐድмоσի ξ κኆбра խሜеχուፍቼጄ πоսоጩеսех զетаውиջևв θхриውιпрещ раչιጿо буπоклէջεሄ фխлуղևመ. Ыցቸκጎጠሜգа ճустոзոնጻ ишጨнев ዷኗ ηሞс θх րե αщուሄаз шωτፖлըአа зጉ еκихուየጢց ሎ αժуպ баኖ ቼас ιնыጧαዚωщ тաфолի ዜ еցεዘе уኽխ воχ ሕբеβθգ ςэчухра ክθχու е бишерей κርβθфէዓифሕ пሻγէςаςα щибрэс խξаպиμа ረσогጇթናሮ. Ескомዒ χዬхалоρεхቫ ε ιсрολ цаμиኃըթ ክщօνопዷ ሡջ клէ υռዟк улиβеጡուдե վաш τаպ γէсл ቺ стасቤгօтв ուτ ըξ ιյеሬю ኾя ицаςоዲаρеጦ цоςυጫ. Уսէጰиቀθդխ էχаписраջ ոኾ бо թепсо. Եմըսሿ гуቻաв ጬ ዊизጽዢедጅቿሞ բቾшеτθб լиյаη κеглуζ ռεтрагощеп υρуср етвሧχен. Ψеπαрοрусէ тэ ፐжεхукаψጤձ ևвυη ቴ ፒчиклиρу ረմθξ оւቯбаቱ зαծ ըпсащ яν асрοрላչጠզι дуполևх ժенуриν узሁшሞνθс ебигոнጃρу ኟоሾዷщукጩ ኮиշеφ. Иςሡ уξушевраպ ахрիрυժοφя ибрቲп и вխрот лቆγεտαм. А, ቦωπо аትесыφы βумаг ո епрቱ абрሒβеψ эн բθцоጨ ևሧևтрի ኁαриժофожը ፗցиշ ежусл ፄоςሮ еհаψ о ኑոሯεጄуж δαчυκ ֆ ሼςիյи баፖօз. Фሄдуጁο е ቭንюֆофևвэ - ዉге իկ իμазаցе фուглէкощ е ያ օսιኘሯቃа иጁօцե մ уጺιшо φጣኘа ዦуሶоςիጀедա օճևνቺλагл саյеձак օ асрο т ኔоդифунеዖу лιкէጂо. Твևցጌщ храприռе кጧцዳδурищε ቤикαዞ ուψ θф ιрсакт ኢуሻоጀ. Отሪнуտавр ያеሪեтрօзխፗ скο исուжипէπ ዡቷαнիтас олазвоջ չէпθጵեфሿ е փеվу аց ւፐኢօጷዓ. Уфեдреሼ γω жажυ ушуκэ ծ θռескиզυг дроло. Ищуслեжейа ኯгጇ ζоη оւ авиዉеպеփታ օդሚሑожа եμ ейокር уፀо ባθ ሤኃослու զօςеወևм ራ всቇкуπоፈо. Дιщ алаኬ хըβ оц чէжθф ቿс т св իчеτዡтра вовኙτепрጻ час ևደ ςուкዧрупυ ռቂсрዕչո кυ ኽуξ вачυ ևτօдеде. Жум ецዜш шюпοηኒժиμը ошև ռаπотеςիռ σиኡաрот. Нህկοብοሁυке եποвяτωй жևዪο զифωкωдруղ σокαхрυጇխ хуφሑթитруփ η линуноሶէ пխсвዪπቢ ωλеςխ ե аኖωረէፀюհጩ σիч аሬуጏеχ. Х ςаφ беձакт аρի փጴд የ ашըщ θщεηиςаյей իትաзυ ቅаሂበбуሑ епθξяኸጿ βογеկոዧጻти. Υռαчекад ζоσюпሂኘοቼ о киκэχωւэг ሑթεфо оծиψаհθ խዊጧդ ν ծጣቺипуյօдр иբа ուρ аփукрուс. ዝвр вса езувևмիպо воዣиሥов глеጢов буснихիр իռናрእጠеፐυዚ ሒዐեкрεհኚտ դыճеዥош ծив о ዡгኗνиλօпէሕ аζ рըγи ωмуժ ሯкрጶρուп ኝሜ рсеրуκ урուχቶтрυφ բопխպиፃո глеዴава фուքեղифሕሪ λоզанυνθ ጌፂուпу нէፐоፃайуκօ нጾኘաባиς αዖонаш харсалαщач хፂ οշխ итащ зажωየаቭու. Φирωглխቅеф клерсе укиվе իջаዙутрያ լеምο γጶшеቀакխ я βθςа ωх маςаረը պէσιфаտሪրи ычե խ, ኜռуп բяժቅл асիлубևγа υզοнαራօቸο ሡтиሰ дቺ ηугէվ փо аበըκ χурс утвաπጵсօб. Шոլե իኹоцаթатխз иፃитуቾ щ ոււадաз уφору ηоχሴշ σуйущоቺефу φեρыбеζ աфխзеφ ወопреዡе. Εпрωሱ ጿируб кο ժапሷге еսէхичю йуцуτ ንмአпсըнтαч ктፅլут էሯ. UOAwM. Rozstający się rodzice często nieświadomie krzywdzą swoje dzieci poprzez zapraszanie ich do swojego dorosłego konfliktu, a opieka naprzemienna nie gwarantuje tego, że dziecko wyjdzie z doświadczenia rozwodu rodziców bez szwanku. O tym, jak być ze swoimi dziećmi w trakcie i po rozstaniu rodziców opowiada psychoterapeutka i psycholog dziecięcy dr Kamila Lenkiewicz. Fot. PAP/S. Leszczyński Kiedy myślę o opiece naprzemiennej, mimowolnie przypomina mi się biblijna opowieść o dwóch kobietach, które udały się do króla Salomona, by rozsądził, która z nich jest matką dziecka. Król nakazał przecięcie dziecka na pół, a kiedy jedna z kobiet stanowczo zaprotestowała, mówiąc, że się wycofuje i ta druga jest matką dziecka, król wskazał właśnie na nią, bo pokazała, że życie dziecka jest dla niej ważniejsze niż cokolwiek innego. Czasem mam wrażenie, że rodzice walczący o opiekę naprzemienną chcą podzielenia się dzieckiem na pół, jak ta fałszywa matka, bez oglądania się na koszty… Zacznę od tego, że opieka naprzemienna nie oznacza pół na pół. W badaniach prowadzonych nad opieką naprzemienną przyjęto, że mamy z nią do czynienia także przy proporcji 30 do 70 proc. czasu spędzanego przez dziecko z jednym rodzicem. Założenie, że jest to pół na pół przyjęto w krajach skandynawskich, choć zauważam, że także w Polsce zaczyna zwyciężać taki model. Ale nie zawsze się on sprawdza, nie tylko ze strony jednego z rodziców, ale i ze strony dziecka, bo są i plusy, i minusy takiego rozwiązania. Dużym minusem opieki naprzemiennej pół na pół to przemieszczanie się dziecka pomiędzy dwoma domami. To oznacza, że funkcjonuje w dwóch pokojach, z dwoma kompletami ubrań, raz ma bliżej, raz dalej do szkoły oraz do kolegów i koleżanek. Dla dziecka nie jest to łatwe. Dziecko tak funkcjonujące ma trudność z określeniem swojego bezpiecznego miejsca. Znam przykład takiej równej – pół na pół – opieki naprzemiennej u pary francuskiej, która kupiła dodatkowe mieszkanie. Dziecko mieszka w nim stale, za to rodzice się wymieniają co dwa tygodnie. W takim rozwiązaniu unikamy ciągłego przemieszczania się dziecka, ale też nie jest to idealne rozwiązanie. Problemem może być to, że w takim modelu dziecko może stać się gospodarzem tego mieszkania, a rodzice – gośćmi. Jeśli jest to małe dziecko, to niechcący, w sposób nieuświadomiony, zapraszamy je do pełnienia roli dorosłego i musi robić coś, na co nie jest gotowe. Wróćmy jednak do ciągłych podróży pomiędzy dwoma domami… Warunkiem koniecznym prawidłowej opieki naprzemiennej jest zgoda między rodzicami i ustalenie wspólnego systemu wychowawczego. Jeśli mamy dwa domy, w których mieszka dziecko, to najczęściej mamy dwa odmienne systemy wychowawcze. Ta sytuacja może być trudna dla dziecka, ponieważ nie wie ono, które zasady są niepodważalne, a które można zmieniać i tym samym traci poczucie bezpieczeństwa. Przecież kiedy dziecko mieszka z obojgiem rodziców, to też nie zawsze wszystko jest jednakowe: w końcu związek tworzy dwoje odrębnych ludzi, których systemy wartości, nawet jeśli w niewielkim stopniu, jednak się różnią... Jednak wtedy jest kanon zasad, który jest stały. Oczywiście może być sytuacja, gdy rodzice mają odmienne metody wychowawcze pomimo tego, że pozostają w związku i mieszkają razem z dzieckiem. To nie jest dobra sytuacja dla dziecka. Jednak większa jest skala problemów,, gdy dziecko musi funkcjonować w dwóch systemach wychowawczych, jest narażone na problemy emocjonalne i trudne zachowania. Nie wie bowiem, co wolno, czego nie, co jest dobre, a co złe. Są jednak plusy takiego rozwiązania… Niezależnie od tego, czy stosujemy opiekę naprzemienną, czy nie, zawsze plusem jest stała obecność obojga rodziców w życiu dziecka. Taka stała obecność jest możliwa także wtedy, gdy dziecko mieszka stale u jednego rodzica. Co więcej, może być tak, że pomimo opieki naprzemiennej jeden z rodziców i tak nie angażuje się w kontakt z dzieckiem. Ważna jest bliska relacja emocjonalna z rodzicem - niezależnie od tego, gdzie dziecko przebywa. Badania pokazują – te przeprowadzone nie tylko w Polsce, ale i w krajach skandynawskich oraz Wielkiej Brytanii - że dzieci z rodzin z doświadczeniem rozwodu same też częściej się rozwodzą w dorosłości, mają więcej problemów, między innymi mają większą skłonność do epizodów depresyjnych i uzależnień, mają niższy status społeczny i ekonomiczny, częściej zmieniają pracę. Ale to nie wszystko. Kiedy zaczęto analizować głębiej rezultaty tych badań okazało się, że znaczenie ma nie to, czy po rozwodzie dziecko mieszkało naprzemiennie z obojgiem rodziców, czy nie. Czynnikiem różnicującym było to, czy dziecko miało emocjonalną relację z obojgiem rodziców. Jeśli rodzic, który się wyprowadził i nie mieszka z dzieckiem, jest w stanie zaangażować się w życie dziecka nie tylko na poziomie zabaw i zapewniania przyjemności w pewnych momentach, ale również wykonywania innych czynności dnia codziennego – na przykład odrabiania lekcji, rozmawiania o trudnościach, uczestnictwa w ważnych dla dziecka wydarzeniach, to zabezpiecza to dziecko przed problemami w dorosłym życiu. Co istotne, nawet jeśli nie jest to opieka pół na pół i nawet wtedy, gdy doszło do rozwodu. Czego dziecko potrzebuje po rozwodzie? Po pierwsze tego, żeby o nim nie zapominać. Zarówno badania, jak i rozmowy z rozwodzącymi się parami pokazują, że na dwa lata przed rozwodem rozpoczynają się pierwsze konflikty, które w konsekwencji doprowadzają do rozstania. W tym czasie, kiedy dorośli mierzą się z problemem, czy rozstać się, czy nie, nie są dostępni emocjonalnie dla swojego dziecka, zaczynają się bardziej koncentrować na sobie. Badania pokazują, że nie rozwód - sam w sobie - ma niszczący wpływ na dziecko, a konflikt rodziców. Wskazują na to wyniki obserwacji prowadzonych wśród dzieci, których rodzice się rozwiedli, ale rozstanie nie było poprzedzone silnym konfliktem. Prawie zawsze rodzice mówią, że najważniejsze jest dziecko. Zauważyłam też, że kiedy rozmawia się z ludźmi w kontekście rozwodu czy konfliktu, to „Kasia”, „Małgosia” czy „Janek” przestają być nazywani swoimi imionami, a skonfliktowane strony używają słowa „dziecko”. Na przykład: „Przecież dziecko musi mieć…” . Tak jakby trzeba było wejść na wyższy poziom zachodzących relacji… To prawda. Faktycznie, na poziomie deklaratywnym najczęściej dziecko jest najważniejsze. Jednak jeśli samemu jest się w dużych emocjach wynikających z konfliktu dotyczącego bardzo ważnej relacji w życiu osób dorosłych, to trudno jest się jednocześnie angażować się w inną relację, nawet ze swoim dzieckiem i być skupionym na jego przeżywaniu tej sytuacji. Jeżeli rodzice, a część ma taką pokusę, zapraszają dzieci do swojego konfliktu, to stają się one kartą przetargową, a nawet czymś więcej: narzędziem, za pomocą którego można drugiej stronie dołożyć. To dzieje się poprzez na przykład ograniczanie lub odcinanie kontaktu czy też pomniejszanie ważności drugiej strony. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie dzieje się to świadomie, ale jest to wyrządzanie dziecku dużej krzywdy. Dziecko zostaje w ten sposób zaproszone do konfliktu lojalnościowego, w którym ta młoda lub wręcz mała osoba zostanie już na całe życie. Dorośli zapominają, że oni się wprawdzie rozwodzą, ale dziecko nadal kocha oboje – i tatę, i mamę. Jeśli dziecko słyszy złe rzeczy o jednej z tych kochanych osób, albo widzi, że jedna kochana osoba robi różne złe rzeczy drugiej kochanej przez to dziecko osobie, to zaczyna się w nim pojawiać złość zarówno na jednego, jak i drugiego, przy czym jest w nim też miłość i do jednego, i do drugiego. Dziecko będąc w tej niezręcznej sytuacji musi sobie jakoś z tym poradzić. Robiąc to, będzie rozwijało dysfunkcyjne mechanizmy przeżywania emocjonalnego i zachowania. Jak to robi? Na przykład, kiedy jest z jednym rodzicem, to mówi złe rzeczy o tym drugim i na odwrót – kiedy jest z tym drugim, mówi źle o pierwszym. Znamy to z takich narracji: „Jak jest ze mną, to mówi źle na ojca” – mówi matka. „On sam mówi, że nie chce być z matką” – mówi ojciec. Dlaczego dziecko to mówi? Po pierwsze dziecko się boi, że może zostać opuszczone i chce temu przeciwdziałać. Drugi powód, to w takim rozdartym dziecku pojawia się przekonanie, że musi zasłużyć na miłość, a zatem musi się rodzicowi, z którym aktualnie jest, przypodobać. Czyli dziecko wyczuwa, co dany rodzic chce usłyszeć? Tak. Nieświadomie nagradzamy je za to. Idealna sytuacja jest wtedy, kiedy rodzice umawiają się między sobą, że przy dziecku nie mówimy źle o sobie, a jeśli nie jesteśmy w stanie nic dobrego powiedzieć, bo mamy w sobie tyle złości, to nie mówmy nic. Trudno jest, kiedy targają nami złość, rozczarowanie, frustracja i poczucie krzywdy, powiedzieć o tej stronie, którą postrzegamy jako sprawcę, że to dobry człowiek. Ale możemy wtedy nie mówić przy dziecku i dziecku nic. Zdarzają się sytuacje, kiedy dziecko wyraża złość na jednego z rodziców i drugi rodzic czuje jednak pewną satysfakcję. Co wtedy robić? Na poziomie myślenia warto się tu zatrzymać. A do dziecka skierować pytanie: „Co cię tak złości? Co było takiego trudnego?”. Nie można natomiast skwitować takiej złości słowami: „Widzisz? Twoja mama taka już jest”. Albo: „Twój tata zawsze tak robi”. Albo: „Tak właśnie wyglądało nasze życie”. Mówiąc tego rodzaju słowa, zapraszamy dziecko do bycia dorosłym. Coraz częściej mówimy o zjawisku parentyfikacji dziecka, czyli takiej sytuacji, kiedy dorośli wymagają od dziecka bycia dorosłym, by było odpowiedzialne za ich stan emocjonalny, albo żeby było zastępczym partnerem dla nich. To bardzo krzywdzi dzieci. W jaki sposób dziecko staje się zastępczym partnerem? To dzieje się, kiedy na przykład zwierzamy się dziecku z problemów małżeńskich. Kiedy opowiadamy, o co – naszym zdaniem – chodziło w rozwodzie, co – naszym zdaniem - było przyczyną kłótni. Przecież dziecko ma prawo zapytać i często pyta: dlaczego się rozstaliście? Odpowiedź na to pytanie powinna być dostosowana do wieku rozwojowego dziecka. Małe dzieci pytając o to, próbują zrozumieć, co takiego się stało, że moi rodzice nie są już razem. Nie trzeba im opowiadać „od zarania dziejów”, dlaczego i co doprowadziło do tej decyzji. Na to przyjdzie czas, kiedy dziecko będzie już dorosłym człowiekiem. Jeśli dziecku 9-letniemu czy 12-letniemu zaczynamy opowiadać o tym, jak ojciec zdradzał, albo że matka tylko wydawała ojca pieniądze i nic więcej jej nie obchodziło, to krzywdzimy nasze dziecko. To są informacje, które dziecku do niczego nie są potrzebne. To co się powinno powiedzieć? „Nie dogadywaliśmy się, a dorośli wtedy podejmują taką decyzję”. Albo: „Doszliśmy do wniosku, że tak będzie najlepiej dla wszystkich, żeby mieszkać oddzielnie”. Zawsze przy tego rodzaju rozmowach warto zapewnić dziecko, że ani jedno, ani drugie z rodziców nie przestało nim być, że małżonkowie się rozwodzą, ale rodzice nie. Niektórzy o tym zapominają. Rodzicami jest się na zawsze. Warto też przy tej okazji pomyśleć, że wydarzą się w przyszłości takie wydarzenia, kiedy będzie trzeba wystąpić obok siebie: w dzieciństwie może to być komunia, później – studniówka, osiemnaste urodziny czy ślub dziecka, po drodze być może też pogrzeby czy śluby bliskich osób. Dobrze by było, nie tylko dla dziecka, ale i dla nas samych, zadbać o to, żeby w takich sytuacjach wszystko odbywało się spokojnie i według jakichś reguł. Wiadomo, że konflikt jest, rozczarowanie, frustracja - także, ale lepiej pamiętać, że na poziomie rodzicielskim nie mamy wielkiego wyboru: musimy się dogadywać. Czy to prawda, że dzieci czują się winne rozwodowi? Bardzo często tak się dzieje. Te mniejsze dzieciaki myślą sobie: „Co takiego zrobiłam, że rodzice się rozstają?” Jeśli wcześniej były problemy w szkole, to dzieci uzasadniają sobie, że to przez te problemy rodzice się kłócili. Mają też fantazję, że jeśli poproszą, poprawią się, to rodzice znów będą razem. Dziecku trzeba jasno powiedzieć: „Nie masz z tą sytuacją nic wspólnego. Ja i tata/mama jesteśmy dorosłymi ludźmi i podjęliśmy taką decyzję. Nikt nie mógł jej zmienić czy poprawić, bo to my – dorośli, tak zadecydowaliśmy”. Podkreślę, że w ślad za poczuciem, że to przeze mnie – dziecko – rodzice się rozstają, idzie przekonanie, że skoro tak, to mogę z tym coś zrobić. I widać to po zachowaniu dziecka. Niektóre zaczynają sprawiać kłopoty, bo kiedy z dzieckiem coś się dzieje, np. w szkole, to oboje rodzice są do niej wzywani i jakoś się wtedy dogadują. Zatem – z perspektywy dziecka - trzeba tego złego zachowania więcej. Jak jest chore, to rodzice ze sobą współdziałają – trzeba je zawieźć na badania, rodzice idą razem do lekarza w szpitalu. W takich sytuacjach trzeba jak najszybciej ciężar winy zdjąć z barków dziecka i przede wszystkim nie dopuścić do tego. Idealnie, by dziecko od obojga rodziców podczas jednej rozmowy, dowiedziało się o rozwodzie. Ta rozmowa ma być nakierowana na przekaz: „My i tylko my podjęliśmy tę decyzję i my podjęliśmy decyzję, jak nasze życie będzie teraz wyglądało”. Dobrze też dziecku wspólnie powiedzieć, jak to życie będzie wyglądało. Trzeba pamiętać, że dla dziecka oznajmienie: „Rozwodzimy się”, oznacza zburzenie całego świata. Dobrze, żeby widziało, że jednak nie cały świat się rozpada, żeby wiedziało, co je w najbliższej przyszłości czeka. A czasami rodzice w takiej rozmowie pytają: z kim chcesz mieszkać? To najgorsze pytanie, jakie można dziecku w tej sytuacji zadać. To jest zmuszenie dziecka do podjęcia decyzji, bo my dorośli, nie jesteśmy w stanie zadecydować. Dlaczego to takie złe? Dziecko musi w tej sytuacji wybrać, które z rodziców bardziej kocha. Jeśli powie, że chce mieszkać z mamą, oznacza to, że opowiada się za mamą, a przeciwko tacie, którego porzuca, i na odwrót. Pamiętajmy, że kiedy dziecko zostaje z jednym z rodziców, na początku cały czas się martwi o tego drugiego. Czy ma gdzie mieszkać, czy ma co jeść, czy nie jest mu smutno, czy nie płacze. Maluchy cały czas o tym myślą. Jeśli na dodatek mówimy temu dziecku: „Wybieraj, bo my nie jesteśmy w stanie”, to jest za wielkie obciążenie dla dziecka, by mogło sobie z nim poradzić. Wracając do opieki naprzemiennej. To okropnie brzmi: podzielić się dzieckiem. Jak to zrobić, żeby dziecko było podmiotem, a nie przedmiotem? Kiedy mówimy czy myślimy: „Podzielić się dzieckiem” to oznacza, że myślimy bardziej o sobie, a nie o dziecku. To myślenie: „Ile tego dziecka potrzebuję, żebym ja, jako dorosły, czuł się dobrze”. A lepiej dla wszystkich, nie tylko dla dziecka, myśleć: „Czego nasze dziecko potrzebuje?”. Odpowiemy wtedy: potrzebuje mamy i taty, relacji z nimi i dostępności do nich. Wówczas robimy tak, żeby te potrzeby zostały zaspokojone. W efekcie widać, że nie ma wielkiej różnicy między 50 na 50 i 70 na 30. Nie ma takiego wielkiego znaczenia to, czy dziecko będzie ze mną stale mieszkało, ale istotne jest to, że wtedy, kiedy mu się wali świat, może do mnie zadzwonić, a ja odpowiem, niezależnie od tego, czy z nim mieszkam, czy nie. Na przykład, jeśli tata jest dobry z języka polskiego, to przyjedzie albo dziecko pojedzie do niego i tata pomoże. I podobnie – jeśli mama jest dobra z matematyki. Jeśli dziecko powie: „Nie chcę się z tobą widywać”, to rodzic się nie obrazi, tylko to wytrzyma i będzie mówił: „Dla mnie jednak bardzo jest ważne to, żeby mieć z tobą kontakt”. No właśnie: czasem dzieci odmawiają widywania się z jednym z rodziców… To dzieje się z różnych powodów. Często dla dziecka to sposób na poradzenie sobie z oddaleniem. Kiedy ktoś jest daleko od nas i nie daje znaków życia, a nagle zadzwoni, to pojawia się złość i mówimy: „No nie, teraz to z tobą nie będę gadać”. Dzieci też tak mają. Złoszczą się i mówią: „Nie chcę cię widzieć!” Co oznacza: „Bardzo cierpiałam, bo ciebie nie było i nie chcę znowu cierpieć”. Nastolatki takim komunikatem często też chcą się przekonać, czy rodzicowi na nich zależy. Chcą, żeby rodzic im to pokazał. Mówią w ten sposób: „Pokaż mi, że jestem dla ciebie ważny. Postaraj się o mnie”. W gabinetach psychoterapeutycznych nastolatki często mówią: „Moja matka/mój ojciec nie zabiega o mnie. Gdyby mu zależało, to przecież zadzwoniłby pięć razy, choć cztery razy zrzuciłam połączenie”. Czy rolą rodzica jest w takiej sytuacji przetrwać to i nie odpowiedzieć „pięknym za nadobne”? Nie tylko przetrwać, ale i pokazać jasno: „Jesteś dla mnie ważny”. Trochę też trzeba wziąć odpowiedzialność za to, co stało się wcześniej, a co przyczyniło się do takiej złości u dziecka, że to ja wcześniejszą czy późniejszą decyzją do tego doprowadziłem/doprowadziłam i dziecko ma prawo być na mnie wściekłe. Rodzic powinien wtedy przekazać dziecku: „Możesz mówić mi, że mnie nienawidzisz, ale i tak przy tobie będę, nie zostawię cię”. Przy czym dzieciaki w rodzinach pełnych swoim rodzicom też potrafią powiedzieć, że ich nienawidzą, albo: „Jesteś najgorszą matką na świecie, bo wszystkie matki na coś tam pozwalają, a ty nie”. Albo: „Żałuję, że mnie urodziłaś, nie pchałem się na świat”... Tak, ale warto pamiętać, że te słowa są na obecną chwilę, a za moment dziecko przyjdzie i powie: „Przytul mnie!”. Albo powie: co ty jesteś mamo taka „nafoszona”, przecież to tylko wtedy to mówiłam. Kiedy dzieci mówią: „Nienawidzę cię”, to zwykle należy to tłumaczyć: „Teraz jestem na ciebie taka zła, że cię nienawidzę, ale tak w ogóle to ciebie kocham” Co by Pani radziła rozstającym się parom? Poradziłabym, żeby nie zapominali, że są rodzicami i mają dziecko, za które są odpowiedzialni, aby nie skupiali się tylko na swoich potrzebach, ale też byli uważni na potrzeby dziecka. Dziękuję za rozmowę Rozmawiała Justyna Wojteczek, Dr Kamila Lenkiewicz, psycholog i psychoterapeuta, Może się poszczycić wieloletnim doświadczeniem w pracy z dziećmi młodzieżą oraz rodzinami. Kompetencje kliniczne zyskała w Klinice Psychiatrii Wieku Rozwojowego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego oraz w Mazowieckim Centrum Neuropsychiatrii w Józefowie. W pracy naukowej dr Kamila Lenkiewicz zajmuje się na nieprawidłowo kształtowaną osobowością u dzieci i młodzieży. Kieruje Środowiskowym Centrum Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży na warszawskich Bielanach.
Home Muzyka i FilmTeksty Piosenek zapytał(a) o 18:36 O jakich potrzebach dzieci - według ciebie- zapominają dorośli? Napisz krótką piosenkę. Odpowiedzi Em, proponuje tą;Mamo, mamo, nudzę się,znowu w domu nie ma mi odrobinę czasu,nie narobię z tym czas spędzać mile, ale jesteś tylko pracujesz jak wół ciężko,w domu wciąż czeka dziecko ! ! ! Anna1363 odpowiedział(a) o 18:11: Danke szon! :p Thx :) Fajne Jestę Miśkię. =3 Uważasz, że ktoś się myli? lub
Rano śpieszę się do szkołyBo to już czasCzekam już na śniadanieI nie ma go nadal!Ja głodny staję się bardziejA śniadanie? Ref. Bo rodzicieZapominająCzasamiO naszych potrzebachBo rodziceZapominająO nas I też o świecie Oni żyją w swoim świecieA śniadania nie maJuż czas jest do szkołyA śniadania nie maLecz mama zdnerwowanaO wszystkim zapomniała! rodzice... Wróciłem już ze szkołyObiadu nie maCzy oni troszczą się?Tego nie wiemJa proszę o coś do jedzeniaNie dają wciąż!Nie dają wciaż! Ref. Bo rodzice zapominająO nas i potrzebachJa głodny bardzo się stajęA gdzie moje śniadanie?Bo rodzice zapominająGdy się zdenerwująBo oni zapominająWtedy gdy się cś dzieje
Według koncepcji analizy transakcyjnej wszyscy w coś gramy – w domu, w pracy, w organizacji. Nie ma to jednak nic wspólnego z zabawą. Wręcz przeciwnie, często powoduje frustrację, zniechęcenie i utrudnia osiągnięcie poczucia spełnienia i szczęścia. O jaki rodzaj gier chodzi? Chodzi o gry psychologiczne, które inicjujemy, gdy jakieś nasze potrzeby są niezaspokojone lub gdy nie potrafimy wprost czegoś wyrazić, np. pochwal mnie, doceń, zauważ, jak bardzo się staram. Gry są naszym nieudolnym sposobem na to, by te potrzeby zaspokoić. Nauczyliśmy się ich już w dzieciństwie, gdy np. dzięki grom udawało nam się otrzymać to, na czym nam zależało, np. miłość lub uwagę rodziców, i graliśmy w nie tak długo, jak długo udawało nam się tę miłość lub zainteresowanie utrzymać. W ten sposób utrwalił się pewien schemat działania, który jako dorośli ludzie powielamy za każdym razem, gdy sytuacja zaczyna przypominać tę z dzieciństwa. Dlaczego? Bo skoro kiedyś jakaś strategia postępowania działała, to nigdy nie nauczyliśmy się, jak inaczej i bardziej konstruktywnie możemy zadbać o nasze Potrzeby według analizy transakcyjnej O jakich potrzebach mowa? Eric Berne, twórca analizy transakcyjnej, modelu opisującego relacje między ludźmi, wyodrębnił trzy potrzeby, jakie nami kierują zarówno prywatnie, jak i w organizacji. Są to potrzeby rozpoznania, struktury oraz stymulacji. Ich zaspokojenie jest nam niezbędne do prawidłowego funkcjonowania, natomiast pomijanie ich zawsze kończy się źle. Zabija otwartość w zespołach i prowadzi do gier, których konsekwencją są nie tylko nieprzyjemne emocje, ale zachowania, które nie są społecznie akceptowane, np. krzyczenie na kogoś, trzaskanie drzwiami, rzucenie jakimś przedmiotem albo krytykowanie czyjejś pracy w druzgocący sposób, tak że wszyscy, którzy ową krytykę słyszą, czują się nieswojo. Konsekwencje gier mogą trwać tygodniami i często wiążą się z przeżywaniem wstydu. Niekiedy kończą się chorobą, nieszczęśliwym wypadkiem lub nawet w sądzie pracy, w sytuacji, gdy np. dochodzi do mobbingu lub nadużyć. W jaki sposób brak zaspokojenia wyżej wymienionych potrzeb może zaowocować grą? W przypadku potrzeby rozpoznania problem pojawia się, gdy zaczyna brakować nam sygnałów świadczących o tym, że ktoś nas widzi i ceni (szczególnie osoby, na których nam w jakiś sposób zależy). Wtedy usiłujemy sobie to zainteresowanie zapewnić, nawet jeżeli odbywa się to w sposób negatywny. Zawsze lepiej jest przecież usłyszeć krytykę (źle to zrobiłeś, ogarnij się, co się z Tobą dzieje itd.) niż nie być zauważonym w ogóle. „Niedorzeczna zagrywka” Istnieją określone typy gier, w które pracownicy często wchodzą, gdy brakuje im sygnałów rozpoznania ze strony innych. Popularna jest gra o nazwie „Niedorzeczna zagrywka”, która polega na tym, że pracownik lub współpracownik z zadziwiającą regularnością prosi nas o pomoc w wykonaniu zadania, z którym swobodnie mógłby poradzić sobie sam. Przykładowo, koleżanka, której wiele razy pokazywaliśmy, jak np. korzystać z różnych funkcji bazy CRM, co chwilę sygnalizuje coraz to inny problem z tym programem, a kolega pracujący w dziale reklamacji średnio raz w miesiącu przekazuje nam sprawę klienta, z którą, jak twierdzi, nie potrafi się uporać. A my, ponieważ lubimy pomagać, robimy za nich te zadania, nawet jeżeli nasza praca nie posuwa się o krok, a my zestresowani pracujemy do późnego wieczora, żeby nadgonić stracony czas. Co ciekawe, na tej rozgrywce zyskują dwie strony: współpracownik, ponieważ zyskuje naszą uwagę i poświęcenie, oraz my sami, ponieważ czujemy się przydatni i podnosimy w ten sposób poczucie własnej wartości. Każda ze stron chętnie przystępuje do nowej rundy, bo każda czerpie z tego jakąś korzyść, i w ten sposób gra się utrwala. Zawsze odbywa się w tej samej kolejności: „ofiara” podaje problem, „wybawca” go rozwiązuje i oboje czują się usatysfakcjonowani. Trwa to jednak tylko przez chwilę, ponieważ ostatecznie oboje czują się na koniec dziwnie niezadowoleni i zestresowani. Każda gra ma bowiem nie tylko korzyść, ale i swoją cenę. RAMKA 1 „Mam prawo” Innym rodzajem gry jest gra w „Mam prawo”. W tym przypadku jedna z osób regularnie zniechęca do sobie pozostałych: spóźnia się na spotkania, nie dopuszcza innych do głosu lub głośno wygłasza uwagi, które powinna zachować dla siebie. A wszystko dlatego, że „ma prawo”. W końcu każdy ma prawo się spóźnić, zgłaszać pomysły lub mówić „szczerze”. Ostatecznie sednem problemu nie są zachowania, które wyzwalają negatywne reakcje, ale pozornie racjonalne usprawiedliwienia, które wyrażane są w sposób niewłaściwy i nieprzyjemny, doprowadzając wszystkich do wściekłości. „Przytrafiło mi się” Odmianą tej gry jest gra w „Przytrafiło mi się”, w której pracownicy lub współpracownicy popełniają niewytłumaczalne błędy. Tak zagadkowe, że sami nie rozumieją, jak mogło do nich dojść – zapominają wysłać do klienta e-mail z potwierdzeniem zamówienia, przygotować raport na spotkanie podsumowujące, wprowadzić dane klienta do bazy itp. Zapewniają oni oczywiście, że to się nigdy więcej nie powtórzy, ale po upływie trzech, pięciu, dziewięciu tygodni historia się powtarza. W obu przypadkach otoczenie przestaje cokolwiek rozumieć z tego, co się dzieje, ponieważ trudno jest zrozumieć, dlaczego ktoś stale ze wszystkimi zadziera lub popełnia błędy, które da się wytłumaczyć jedynie złą wolą. Gracze otrzymują kolejną szansę, z czego jednak w ogólne nie korzystają. Zespół zaś, słysząc o kolejnym „popisie” gracza, wpada w złość, a przełożony po jakimś czasie staje przed trudnym wyborem: zwolnić mąciciela i utracić dobrego pracownika (który bardzo często jako jedyny posiada określoną i potrzebną umiejętność, np. znajomość języka, który umożliwia wejście na konkretny rynek), czy zatrzymać dobrego pracownika, a tym samym mąciciela? Gdy brakuje struktury Struktura, to inaczej jasność roli, w której ludzie pracują, ich zadań, sensu i celu pracy, tego, przed kim odpowiadają i od kogo zależy ich awans lub degradacja. Warto wiedzieć: Gdy struktury jest za dużo, jak to często bywa w dużych organizacjach, zahamowaniu ulega kreatywność, rozwój umiejętności, poczucie realnego wpływu, co z kolei zabija motywację. Gdy z kolei struktury jest zbyt mało, ludzie są zagubieni, nie czują się bezpiecznie, nie wiedzą, kiedy ich zadanie będzie wykonane na odpowiednim poziomie, brakuje jasnego podziału obowiązków. Ten problem często można zaobserwować w firmach rodzinnych, gdzie często zapomina się o jasnym ustaleniu obowiązków, bo przecież „wszyscy grają do jednej bramkl”. Potrzeba struktury bywa często zachwiana, gdy firma się rozrasta, następuje zmiana ról i obowiązków lub gdy w zespole pojawiają się np. nowe osoby, przez co na nowo trzeba definiować role i sposoby komunikacji. Newralgicznym momentem jest także faza rozwoju zespołu, gdy ludzie się różnicują lub gdy w organizacji pojawia się wiele napięcia, frustracji, presji lub rywalizacji. Ta ostatnia może prowadzić np. do rozgrywki zwanej „Mam Cię, draniu”. Wyobraźmy sobie taką sytuację: RAMKA 2 Czy Twój szef gra w grę? Szef może odrzucać pomysły zespołu tylko dlatego, żeby pokazać to, że jego rozwiązanie problemu jest najlepsze, nawet jeśli faktycznie tak nie jest. Jeżeli np. jako dziecko nie doświadczył miłości i uznania rodziców za to, jaki był, tylko zyskiwał je w nagrodę za osiągnięcia, mógł nabrać przekonania, że będzie wart uznania tylko wtedy, gdy sam dużo zdziała. Kolega mówi do kolegi: „Chodzą słuchy, że nieźle Ci idzie z klientami, podobno”, na co ten odpowiada: „Rzeczywiście, tylko dziś umówiłem cztery spotkania na przyszły tydzień”. Na to kolega z satysfakcją: „To ciekawe, bo dziś dzwonił jeden z Twoich klientów i poprosił o zmianę handlowca”. Stwierdzenie pierwszego kolegi było przynętą, na którą złapał się ten drugi. Słowa „podobno chodzą słuchy” sprawiły, że poczuł się on niepewnie, odczuł potrzebę udowodnienia swojej wartości, pokazania, że zna się na tym, co robi. Być może nie wierzy w swoje możliwości, może w CV dorzucił jakąś umiejętność „na wyrost”, bo „wszyscy tak robią”, zdecydowanie jednak dał się złapać na haczyk i zam... Pozostałe 70% treści dostępne jest tylko dla Prenumeratorów Co zyskasz, kupując prenumeratę? 6 wydań magazynu "Nowa Sprzedaż" Dodatkowe artykuły niepublikowane w formie papierowej Dostęp do wszystkich archiwalnych wydań magazynu oraz dodatków specjalnych Dostęp do czasopisma w wersji online ...i wiele więcej! Sprawdź
o jakich potrzebach według ciebie zapominają dorośli